Zapomniałam o Was, moi kochani. przepraszam, proszę o wybaczenie i obiecuję poprawę. na dniach – nowy, świeżuśki i jeszcze gorący post o sukniach średniowiecznych! 🙂
Nie umiałam się powstrzymać. Serio.
Przepraszam, muszę wylać gdzieś gorzkie żale. O ubiorach będzie innym razem, teraz MUSZĘ powiedzieć, co sądzę o większości panienek biegających na turniejach w giezłach (tylko!) i w rozpuszczonych włosach.
Może się to komuś podobać, albo i nie. Ale mi się to nie podoba. W żadnym momencie i sposobie. A dlaczego? A dlatego, że rekonstruując życie średniowieczne, staram się rekonstruować również i mentalność tamtego okresu. Wiem, że nigdy nie uda mi się dokładnie odtworzyć toku myślenia, mówienia, poruszania się czy nawet pierdzenia ludzi tamtych czasów, ale mniej lub bardziej mogę się starać, wierząc, że kiedyś uda mi się całkiem dobrze zrozumieć ówczesną mentalność. Może i wychodzę teraz na jakiegoś ultrasa, ale mi to, mówiąc kolokwialnie, zwisa. Bo staram się, bo chcę. Bo mam taki kaprys.
Bo czytam. Sporo czytam o tym, jak MOGLI wówczas ludzie myśleć, choć często owo myślenie jest przefiltorwane przez tłumy archeologów, etnologów, i innych „logów” z idiotologami na czele. Do czego jednak zmierzam…? A już wyjaśniam, bo wszak o tym ma być owa moja „krótka” notatka.
Zmierzam do tego, jak w polskim RR zachowują się bractwa. Jak „przestrzegają” wszystkich regulaminów, wymogów, srogów, cudów na niebie i gwiazd w klozecie. Nie ukrywam – jestem pod tym względem dosyć konserwatywną osobą. Nie toleruję w żadnym wypadku makijażu, kolczyków na twarzy i współczesnej biżuterii – jeśli już trzeba makijaż, to dyskretny, a nie taki, że kilofem ściągać. kolczyki – nie, zrzucamy wszystko, co jest, a jeśli już wytrzymać nie możemy, używamy czegoś, co będzie dyskretne – są wkrętki o małych główkach, niech takie ostaną. Kolczyki na twarzy – rekonstruujemy ludzi czy krowy, co by się obwieszać żelazem na widoku? No właśnie… Szczerze, to wkurza. Zwłaszcza, jeśli dziewczyna ma ładny strój, a na twarzy krzykliwy makijaż i kolczyki w miejscach innych niż uszy. No przepraszam ja was – trzy dni nie sprawią, że wszystkie dziurki pozarastają.
Papierosy, współczesne naczynia służące do przenoszenia i spożywania posiłków, no i komórki to kolejna plaga. Nałóg jest silny, nie wytrzymasz tych dwóch dni bez „dymka”? Idź w miejsce, gdzie nie zobaczy cię nikt, a gdzie ty sam nie spowodujesz pożaru. Wystarczy pomyśleć, bo mało fajne jest zobaczyć się na zdjęciach w obłoczku fajek, prawda? Właśnie… No a współczesne naczynia? Papierowe/szklane tacki, pojemniki na żarcie, sztućce czy butelki na wodę/piwo. LUDZIE! Ogarnijcie się! Skoro stać was na to, żeby kupić sobie kiełbasę na grilla, to stać was i na to, żeby sobie kupić na prawdę świetne, gliniane naczynia (od biedy drewniane), które spełnią rolę. Narzędzia… tylko nóż jest potrzebny, w średniowieczu nie znano widelców. A to akurat nieomal każdy posiada, prawda? No. ładniej to wygląda, bardziej historycznie i nie straszy współczesnością. A butelki na wodę/piwo/wódkę/inne? Dobra, miód pitny czy wino zrozumiem – to jeszcze przemknie, zwłaszcza, gdy zdrapiemy i wymyjemy etykiety i zostanie nam samo szkło, choć jego nieco za współczesna forma kole w oczyska. Przecież można przelać dany trunek do kufla i raczyć się nim grzecznie. Wiem, wiem…. piwo w kuflu z gliny potrafi dać do wiwatu i spienić się niemiłosiernie – nie raz i nie dwa to przerabiałam. Ale wiecie… jaka to frajda, gdy siedzicie przy ognichu, delektujecie się ZIMNYM piwem? W szkle piwo zimne jest tylko chwilę, a w kuflu – sprawdziłam w praktyce, trzy lata temu na Byczynie – ponad dwie godziny. Ołtarzyki dla garncarzy stawiałam, stawiam i stawiać będę. Mniejsza. No i… komórki. Na litość boską, wkurzające są wszędobylskie komórki, przy uchu, w dłoni – i nie, nie u turysty. Pokażcie mi miniatury, na których owe cuda techniki były, a będę cicho 😉
Taaa…. Piszę o tym, bo sporo takich przykładów widziałam. Tak samo, jak zalani w trupa „cni rycerze”, gdy jeszcze południe nie wybiło. Ludzie, ogarnijcie się, przyjechaliście się bawić, czy chlać jak prosięta? Jeśli chcecie chlać – puby otwarte, a nie gnajcie jak banda owiec za baranem, gdy krzykną, że piwo za darmo. Trochę kultury, mało komu jest na drugi dzień przyjemnie, gdy ktoś mu kacem chuchnie w twarz 😉 Kobiet też się to tyczy, by było sprawiedliwie, choć – o dziwo – mniej jest pijanych panien niż mężczyzn. Ale tu się łaskawość dla kobiet mi kończy.
Zapytacie zapewne, dlaczego.
A ja odpowiem.
UBIÓR.
Taaaaaaaak. Mroczycie, drogie panny, mroczycie, błądzicie, i w ogóle, robicie masę różnych, dziwnych rzeczy, które w mentalności osoby rekonstruującej średniowiecze nie są dobre.
Pierwsze co: czy na ZAKUPY CODZIENNE wyjdziecie w SAMEJ bieliźnie? Odpowiedzcie mi na to pytanie. Jeśli odpowiecie „tak” – nie czytajcie dalej, szukajcie sobie mniej wymagającej lektury. Jeśli zaś „NIE” było wasza odpowiedzią… super, jedziemy dalej. Wiecie, kochane panie, co to GIEZŁO? Nie? Polecam się dokształcić, potem czytać. Tak? Ok. Giezło, czyli medievalna bielizna – w niem NIE WYCHODZIMY po zakupy, nie ganiamy na turniejach. Odtwarzacie wariatki, a może kobiety łaziebne? Super, tylko na litość boską, wieczorem na uczcie dalej je odtwarzajcie, a nie zakładajcie wypaśnych cotehardie. Bo to tak średnio. Jak jest za ciepło w grubej kiecy – ok, rozumiem, ale zakładajcie cieńsze suknie. A nie zasuwajcie w bieliźnie. To takie trochę nie na miejscu, prawda? Obłudne wręcz. Łaziebna, wariatka – one miały święte prawo tak chodzić. Ladacznice – bo za takowe też jesteście brane – już się ubierały inaczej. Potem słyszy się o gwałtach, gwizdach i macankach – ale same jesteście sobie winne. Podobnie w rozpuszczonych włosach biegacie. Jesteście wariatkami a może wiedźmami? Obraziłam? przepraszam ja was bardzo, ale to wasze rozpuszczone włosiska świadczą dobitnie o takim a nie innym, e… ‚fachu’. Zakrywajcie je, albo choćby wiążcie w warkocz. Zakrycie głowy nie jest takie straszne w końcu, a już sugeruje, że prowadzicie się grzecznie, macie męża/chłopaka. Ogólnie, że kogoś macie, i bynajmniej, nie jesteście zainteresowane wyobracaniem się jak świnie na rożnie w czasie pieczenia w sianie, czy innych krzaczorach. Na prawdę, irytuje mnie to. Tyle z was nie ma facetów? To dlaczego łazicie za rączki z wieloma, pozwalając się innym w bieliźnie oglądać? Chętnie użyłabym tu dosyć obrazowych porównań, wiem jednak, że w tym momencie obraziłabym zarówno czytelniczki jak i osoby, do których bym przyrównywała. Ale chyba wiadomo, o co mi chodzi, prawda?
No właśnie. Nie zostawiłam specjalnie suchej nitki na paniach. To w większości to panie właśnie na turniejach są przykładem złego zachowania, nieprzystojnego tytułowi „białogłowy”.
Drogie panie, dziewczyny, kobiety – no i panowie, którzy owe panie macie, z którymi jeździcie – dopilnujcie, prosze, by wasze kobiety wyglądały pięknie, naturalnie, jednak by nie robiły z siebie „rozpustnych ladacznic”. bez makijażu i w ładnej sukni będziecie się przepięknie prezentować. A na pewno zdecydowanie lepiej, niż w samej bieliźnie i rozpuszczonych włosach.
Ułatwicie życie sobie… i innym rekonstruktorom… 😉
Napisane w Co gdzie i jak, ubiór, Uncategorized | 1 Comment »
Dawno mnie tu nie było. Wiem, przepraszam. nadrabiam zaległości 😉
Wykroje nogawic, obiecane już dawno, bo nieomal rok temu. Wrzucam. Zarówno te ze stopką jak i te bez stopki. przypominam również, że nogawice ze stopką są już niejako wymysłem czysto dworskim, wymagają odpowiedniego cięcia, modelowania i skórki na podeszwie, by materiał się nie przecierał. Są też patentem późnośredniowiecznym i na czasy okołogrunwaldowe się zwyczajnie nie nadają. Dlatego na wcześniejsze średniowiecze zalecam tylko i wyłącznie nogawice ze strzemiączkiem.
Mocowane są zawsze do dubletu, w okolicy baskiny, lub do pasa gacnego.
Napisane w dublet, Marc Carlson, MTA, nogawice, nogawice z sakiem, opis, pas gacny, ubiór, ubiór męski, wykrój | Leave a Comment »
NOGAWICE, NOGAWICO-SPODNIE, SPODNIE Z SAKIEM
MATERIAŁ: wełna, grube sukno.
PODSZEWKA: len, bawełna, cienki materiał wełniany.
KOLOR: bogata gama kolorystyczna zależna od regionu.
Nogawice – Składają się z dwóch niepołączonych ze sobą nogawek, szytych ze skosu, aby lepiej opinały nogę. Znaną nam postać osiągnęły w XIV w. Dopasowywane do kształtu nogi, z doszywaną stopą, od zewnętrznej strony wzmacnianą skórą, lub tzw. strzemiączkiem. Od strony zewnętrznej dochodziły do bioder, od wewnątrz podkrojone. Zawsze dowiązywane do doubletu (jopuli spodniej).
Nogawico-spodnie – pojawiły się na przełomie 3 i 4 ćwierci XIV w. Były to połączone nogawice z zastosowanym klinem. Zawsze dowiązywane do dubletu (jopuli spodniej). W okolicach roku 1500 stają się właściwie samonośnymi, obcisłymi spodniami i bywają noszone bez dubletu, jednak nie jest to już średniowieczny sposób noszenia i należy już do innej epoki, której nie odtwarzamy.
Szyte zawsze z grubego materiału, głównie wełny, czasem z bardzo grubego lnu, najlepiej krojone ze skosu, dzięki czemu lepiej opinają kostkę. W kręgach arystokratycznych oraz bogatego mieszczaństwa modne były wówczas nogawice w paski, komponowane z różnych pól barwnych, czasem haftowane. Ciekawostkę niech stanowi fakt, że w zakonie krzyżackim zabroniono używania czarnych nogawic – wiązało się to zapewne z reguła zakonną zabraniająca gromadzenia bogactw (czerń była wówczas symbolem pewnego statusu, zwłaszcza głębsza i mocniejsza od szarości).
(ilustracje dołączę w czasie póxniejszym. Cały opis pochodzi z Czerwonej Xiążeczki Grodu Koźle, której jestem autorką)
Napisane w nogawice, nogawice z sakiem, opis, ubiór, ubiór męski | Leave a Comment »